kiedy życie bywa przewrotne…

Wszystko jest kwestią podejścia. Czasami są momenty, kiedy wszystko staje przeciwko Tobie i zostajesz…w  du***. I możesz wrócić z płaczem do rodziców i schować się w najbezpieczniejszym dla Ciebie miejscu na ziemi. Możesz też ruszyć swoje dwie półkule do solidnego myślenia i samemu spróbować rozwiązać problem. Bo wszystko jest tylko kwestią podejścia…

Prawie zostałam bezdomna. I to wcale nie dla żartów, ani w ramach survivalowego treningu. Zostałam wystawiona. Pamiętam jak jeszcze miesiąc temu chodziłam cała podekscytowana i nie mogłam się doczekać, kiedy to wszystko rozgłoszę. Planowałam zmienić otoczenie, w którym mieszkam, bo to co teraz mnie otacza, skutecznie mnie przytłoczyło. Zero rozwoju, tylko jakaś bezsensowna pustka i poczucie zacofania. Jedyne za co mogę być wdzięczna to niesamowita przyjaźń, która się tutaj nawiązała. Ze mną, Pają i Paxem.

DSC_5641

Miałam zmienić otoczenie i znowu zostać au pair. Tym razem w Londynie. Wszystko wydawało się tak piękne, że aż nierealne. Ogromny pokój z łazienką w samym centrum Londynu, mili hości, śliczne dzieciaki, lepsze kieszonkowe. Byłam z nimi bardzo szczera. Powiedziałam, że mam wykupiony bilet na Islandię i zamierzam tam wyjechać w czerwcu na 3 miesiące. Zgodzili się.

Potem przyszedł czas przyjazdu do Polski. Powiem szczerze, że wiele się wtedy zmieniło, a zwłaszcza moje podejście do nowej zmiany. Zapytana przez kogoś, czy naprawdę chcę jechać do tej ogromnej metropolii, odpowiedziałam, że nie bardzo. Ale wszystko było już ustalone, więc nie chciałam robić zamieszania i znowu zmieniać swojej pozycji. Tym bardziej, że zostały mi tylko dwa tygodnie w tym domu pachnącym starością. Nie miałabym się przecież gdzie podziać.

Możecie sobie wyobrazić, że powroty są trudne. Kiedy mieszka się w tak cudnym miejscu w Polsce i ma się najlepszą rodzinę i przyjaciół na świecie, kiedy spędziło się genialnych 7 dni w towarzystwie brytyjskich przyjaciół pokazując im wszelkie oblicza polskiej kultury, kiedy ze łzami żegna się na lotnisku o 6 nad ranem. Ale powracać trzeba, takie już życie.

I kiedy wróciłam do tego niechcianego domu, dostałam telefon, w którym pani z Londynu wyraziła swoje wątpliwości, czy aby na pewno potrzebują kogoś tylko na 3 miesiące. Ale przecież wcześniej się zgodzili! Powiedziała tylko, że musi porozmawiać z mężem. I od tego czasu się nie odezwała. Już od tygodnia. Nie odpisuje na smsy, nie odbiera telefonów. Tak zachowują się tylko tchórzliwi ludzie. Już wolałabym usłyszeć „przykro nam, ale nie” w tej głupiej słuchawce! No cóż. Po świecie chodzą ludzie i ci co ludźmi się uważają, tego już nie zmienię.

Dobrze, że mam przyjaciół. I teraz pamiętajcie! Zawsze warto trzymać się rodziny i przyjaciół. Dobrych przyjaciół. Takich, którzy będą szczęśliwi, że mogą Ci pomóc. Bo relacje międzyludzkie są naprawdę bardzo ważne! Napisałam do moich znajomych, tych, którzy byli ze mną w Polsce. Jest ich czwórka i zamieszkują jeden wielki dom, który zawsze gości wielu couchsurferów. Są wegetarianami, mają kury, a poza tym są nadzwyczaj mili i gościnni. Już nie raz ich dom stał się moją ucieczką od otaczającego mnie życia. A tym razem stanie się moim domem na najbliższe tygodnie…

A co potem? zobaczymy…

podpis