krótki żywot Leo

_DSC6861Wracałam dzisiaj z moim 7-letnim podopiecznym ze szkoły. W pewnym momencie podbiega do mnie i ze szczerym dziecięcym uśmiechem pokazuje mi ślimaka. 

„Zabieram go do domu.” oświadcza po chwili 

„To bardzo miło z twojej strony, ale powinieneś go zostawić tutaj na trawie. Na pewno będzie mu lepiej” odpowiedziałam niekoniecznie wiedząc co, żeby przypadkiem nie zastać kiedyś ślimaka na ścianie w łazience. 

„Ale on jest moim przyjacielem.” Chłopiec rozczulił mnie tak bardzo, że nie miałam siły protestować.

Nasza droga ze szkoły do domu często ciągnie się w czasie, czasami nawet do 40 minut. Mniej więcej w połowie drogi zobaczyłam, że ślimak wyślizgnął się chłopcu z ręki i upadł na beton wydając dźwięk podobny do tłuczonej skorupki jajka.

„Wszystko z nim w porządku?” pytam po chwili, żeby podjąć kolejną próbę perswazji. 

„On ma na imię Leo. Zabieram go do domu” 

„Niech będzie” 

Popatrzyłam jeszcze raz na biedne zmasakrowane stworzonko i ruszyłam z powrotem. Nie minęło 5 minut, kiedy odwróciłam się, żeby pogonić chłopca i zobaczyłam go w pozycji kucającej nad maleńką skorupką, przecierającego oczy ze smutku. 

„Co się stało z Leo?”

„Chyba go zniszczyłem. Zostawię go tutaj”

„Może lepiej przenieść go na tamte zielone liście, będzie miał co jeść i będzie mu lepiej”

Chłopiec wziął potrzaskaną skorupkę i ostrożnie położył na pobliskim krzaku. Widać było jak bardzo mu jest przykro z powodu utraty nowego przyjaciela. A kiedy docieraliśmy powoli do drzwi domu odwrócił się do mnie i powiedział:

„Ewa, tęsknię za Leo”…

***

Też straciłam nowego przyjaciela, przez co odbija się moja nieobecność na blogu. Smutno mi bez ciebie, mój nowy laptopie.

podpis