Co się wydarzyło, kiedy mnie nie było?

W  życiu każdego z nas zdarzają się słabsze chwile. Coś nie wychodzi, mamy jakiś problem, albo po prostu okoliczności nam nie sprzyjają. Łapią nas doły i inne melancholijne stany. To wszystko jest naturą ludzką, lecz jeżeli utrzymuje się to w stanie ciągłym, to mamy wtedy do czynienia z depresją.

Nie wiem jaki jest obecny stan depresyjny świata, ale w moim otoczeniu jest to raczej powszechne schorzenie. Być może i Wy wiecie o co mi chodzi, bo prawdopodobnie wielu z Was przechodziło przez dłuższe lub krótsze spadki nastroju i formy. Ten stan dopadł i mnie. Jeszcze dawno temu i przed wybuchem wulkanu, o którym możecie przeczytać poniżej. Byłam kuleczką toczącą się na dół, która tak się rozpędziła innym stanem świadomości, że nie zauważyła, że już dawno przekroczyła wszelkie granice.

Dawno temu postanowiłam sobie, że na blogu będę pisała jedynie inspirująco i w pozytywnym tonie. Jednak życie takie nie jest i dało mi o tym znać w dosyć drastyczny sposób. A wszystko przez moje żałosne prowadzenie się i nieumiejętność dbania o własne zdrowie psychiczne i fizyczne. Przez ten czas kiedy nie miałam ochoty tu zaglądać, uzależniłam się od różnych substancji psychoaktywnych, uciekałam od realnego świata i na sam koniec dostałam stanu ostrej psychozy, która doprowadziła mnie do szpitala psychiatrycznego, gdzie wyleczono mnie ze starej Ewy. To tak jakby spaść z samej góry na beton i zbierać siebie po kawałku od nowa – obrazowo przedstawiając.

Szpital psychiatryczny wcale nie jest miejscem tabu, o którym nie powinno się mówić. Według mnie szczerość to wartość, którą warto cenić, a nie na odwrót – ukrywać realne życie pod powierzchnią doskonałego profilu internetowego. Moim wpisem chciałabym poruszyć ważny temat jakim jest zdrowie psychiczne i odpowiednie prowadzenie się, tak aby w przyszłości nie dochodziło do niepotrzebnych upadków żadnego z nas.

Szczerze mówiąc nadal nie łatwo jest mi o tym pisać. Podczas mojej psychozy przeszłam (dosłownie) przez piekło istnienia i znalazłam się w kozim rogu. Sama, z gderającym umysłem, który chciał zbawiać wszystkich, tylko nie mnie samą. Na szczęście przeszłość zostawiam przeszłości, a lekcje już wyciągnęłam, więc mogę do Was wrócić z wesołą nowiną powrotu do pisania i bloga. Ze świeżą krwią i potem dni wczorajszych.

Mam nadzieję, że moja historia choć na chwilę pozwoli Wam zastanowić się nad życiem i stanem w jakim pozostawiamy nasz umysł każdego dnia. Powiem szczerze, że po tej sytuacji do której się doprowadziłam, widzę, że nasze całe społeczeństwo zbacza na ścieżkę uzależnień. Nie mówię tu jedynie o środkach psychoaktywnych: począwszy od kawy czy herbaty, a na różnych zmieniaczach stanu świadomości kończąc. Wyrzutki dopaminy (które są przyczyną stanów psychotycznych) czyhają na nas wszędzie w zasięgu ręki – scrollowanie instagrama i facebooka, oglądanie filmików na youtube, czy po prostu częste spoglądanie na telefon są tak samo groźne jak te wszystkie „narkotyki”, o których wyżej pisałam. Dopamina odpowiedzialna za system natychmiastowej nagrody (ang.: instant gratification) w ostatnich czasach jest przez nas nadużywana i wprowadzana na złe tory (na przykład każdy like na facebooku podwyższa jej poziom w organizmie). Dlatego też polecam łagodniejszą wersję życia i zainteresowanie się wyrzutami serotoniny w zamian. Ale to chyba temat na kolejnego posta.

Nie mniej jednak życzę Wam jak najłagodniejszych przepływów neuroprzekaźników i harmonijnego życia w tych chaotycznych czasach. Pozdrawiam i do przeczytania!

Ewa Maria