kiedy wszystko szlag trafia

DSC_2299

Robimy plany, listy, postanowienia, a potem to wszystko się sypie. Życie jest nieprzewidywalne i kiedy coś wydaje nam się zupełnie osiągalne, za parę dni może okazać się totalnym niewypałem. I tak trochę wyszło w moim przypadku. Nie, nie martwcie się, pracę jeszcze mam, dach nad głową też i raczej spokojnie sobie egzystuję w Anglii. Problem natomiast powstał z powrotem do Polski na święta. Nie jadę.

Powiedzmy, że to mogłam przewidzieć. Niby wybieraliśmy się na długą podróż samochodem, a potem się okazało, że ten samochód jest niezdatny do jazdy. No to nie jedziemy. Powiedziałam rodzicom – spoko, powiedziałam hostom – spoko, bo będzie pomoc przy gotowaniu, próbowałam sobie to wyobrazić – no i nie spoko, bo się nastawiłam na polskie święta w rodzinnym gronie. Trochę smutno, jak drugi rok z rzędu jeden samotny członek rodziny, siedzi z obcymi ludźmi, w innym kraju, otoczony wodą i oddalony tysiącem kilometrów. Smutno, bo nie będzie śniegu, kolęd, opowieści dziadka, pyszności na stole, małych prezentów, spotkania z rodziną i znajomymi. Nie będzie też snowboardu jak chciałam. I właściwie to odechciało mi się cokolwiek robić z tej listy, którą napisałam na początku miesiąca. Przede mną w sumie jeszcze parę dni i mam nadzieję, że się zmotywuję i jakoś to wszystko nabierze świątecznej atmosfery. Na razie nie nabiera… (możecie mnie wesprzeć duchowo i zostawić jakieś słodkie świąteczne zdjęcia w komentarzach).

Ale właściwie nie o świątecznych smętach miał  być ten post. Ponarzekałam, ponarzekałam i przechodzę do sedna. Otóż zastanawiałam się czy pisanie sprecyzowanych postanowień i planów ma sens. Niby ma, no bo z jednej strony daje nam jakąś motywację i określony termin na wykonanie. Pomaga to uporządkować nasze życie, czasami urozmaicić, a nawet osiągnąć jakiś sukces. Z drugiej strony życie nie jest do zaplanowania. Jest tyle nieprzewidywalnych momentów, a wszystko może obrać inny kierunek i dostarczyć nam wielu rozczarowań. Poza tym, gdzie w tym wypadku spontaniczność, przeżywanie tego co nam przyniesie los i cieszenie się chwilą? Wiem, że warto mieć ogólne plany, które można przewidzieć i doprowadzić do skutku. Można planować dni, zadania do wykonania, spotkania… Można, ale z umiarem. A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Macie już plany na nowy rok i uważacie, że są one potrzebne? Jak z Waszymi postanowieniami z tego roku? Ja chyba żadnych rok temu nie pisałam, ale w tym chyba kilka sobie wyznaczę…

Z poważaniem,

podpis