Dzisiaj, kiedy życie toczy się za szybko, a ludzie nie umieją się skupić na ważnych rzeczach, warto coś zasugerować. Od 3 tygodni pluję sobie w brodę, że za dużo siedzę na komputerze. I jeszcze okej, gdyby to był czas efektywnie spędzany, jak wspominałam we wcześniejszej notce, ale ten mój polega na bezsensownym sprawdzaniu facebooka i poczty, oraz brnięciu przez tony kwejków, głupich filmików i obrazków.
co zrobić?
Na pewno pomoże mi plan kratkowy, którego jeszcze nie wydrukowałam na marzec. Ale też przyda się coś innego. Właściwie kiedy tylko wspomniałam na facebooku o ograniczeniu korzystania z komputera, to pierwszy komentarz jaki się pojawił to było „buahaha” i zebrał on trochę lajków, więc wydaje mi się, że ludzie w to nie wierzą. Ja sama zresztą też nie, więc muszę wymyślić inny sposób na poprawienie sytuacji. I tak oto nasunęło mi się na myśl, żeby robić jedną czynność w danym momencie na sto procent. I ot cała filozofia.
Teraz wytłumaczę jak zrobić, żeby to zadziałało. Przypuśćmy, że mam w planach napisanie notki na bloga. Ale w między czasie mam otwarte 4 inne zakładki (w tym facebooka), trzy okienka gg, skype, także otwarte okno i bałagan wokół siebie, siedzę niewygodnie, a noga mi utknęła w skrzypiącym fotelu bujanym. Teraz tak: zaraz wstanę, żeby zamknąć okno, bo mi zimno, w międzyczasie muszę się przebić przez stertę rzeczy na podłodze i wyciągnąć utkniętą nogę z krzesła. Na pasku miga mi na pomarańczowo słoneczko, przypominając, że ktoś czeka na odpowiedź, a zakładka facebookowa pokazuje powiadomienie, które aż się prosi o przeczytanie. To są moje rozpraszacze. Najprostszym sposobem byłoby ich wyeliminowanie. Porządek wokół siebie to podstawa, także taki na komputerze. Najlepiej w ogóle ograniczyć sobie czas na facebooka, rozmowy, czaty, kamerki, skajpaje. Jednak może lepszym sposobem będzie po prostu wykonywanie zaplanowanych czynności w jednym ciągu bez zbędnych rozpraszaczy?
życiowy przykład:
- zła sytuacja, która miała miejsce jakąś godzinę temu: wiedziałam, że mam do napisania list na zajęcia i właściwie zabrałam się do jego pisania, ale w między czasie siedziałam na czacie na kamerce i pokazywałam jak się pilnie uczę. Gdyby nie moja bezmyślność, skończyłabym go pisać dwa razy szybciej i miała potem więcej czasu na tego czata.
- dobra (zamienna) sytuacja: siadam wygodnie do biurka, laptopa zamykam na boku, czytam polecenie, szybko piszę list, czytam ponownie sprawdzając błędy i po paru minutach odkładam to teczki z zadaniami.
I teraz można zrobić małe zestawienie z całego dnia. Przypuśćmy, że mam do wykonania parę czynności w dowolnym czasie w ciągu doby: wyprasować 5 koszul, przypomnieć sobie słownictwo z angielskiego, przeczytać 3 rozdziały książki, obejrzeć film, zrobić playlistę na imprezę i poćwiczyć. Co z tego, że zacznę coś robić, kiedy nagle pojawi się rozpraszacz i zamiast stricte wykonywać daną czynność, próbuję ogarnąć wszystko dookoła. Jeżeli chcę obejrzeć film, to siadam wygodnie, przynoszę sobie szklankę soku i przegryzkę i siedzę na dupsku przez te dwie godziny i oglądam. Bez facebooka, bez telefonów, bez zbędnego ruszania się do kuchni. Kiedy chcę czytać książkę, odkładam wszystko inne i daję się przenieść do książkowej rzeczywistości. Kiedy wiem, że mam do wyprasowania koszule, włączam sobie muzykę i nie daję się rozproszyć żadnymi fejsami, aż nie wykonam całej pracy. Założę się, że w taki oto sposób jestem w stanie zaoszczędzić około 2 godzin dziennie. Godzin, które mogę spokojnie przeznaczyć na całkiem przyjemne marnotrawienie pozostałego czasu. Bo kiedy już wykonamy to co zaplanowane, to czystą radością można nazwać te marnowane minuty :D
Wydaje mi się, że w ogólnym podsumowaniu życie z rozpraszaczami wypada słabo. Nie dość, że na tym tracimy cenne godziny, to nasza praca nie jest w żadnym wypadku efektowna. Jadąc po łebkach zajedziesz tylko do monopolowego po kolejnego rozpraszacza.