Małe, mięciutkie, futerkowe kotki. Takie pojawiły się u nas 6 dni temu. Dokładnie tego samego dnia, kiedy zrobiłam tatuaż. A na wieść o tym, że już są, podskoczyłam na fotelu u tatuażysty. Bo jakby nie było, to założyłam się o butelkę dobrej whisky, że nowa kotka jest w ciąży, a na dodatek udało mi się wycelować z liczbą kociaków – cztery.
Cała historia jest owiana magiczną osłonką. Rudo-bura kotka pojawiła się w naszym domu nieco ponad tydzień temu. Pojawiła się, to dobre określenie, bo po prostu przyszła i się bardzo dobrze zadomowiła i dogadała z pozostałymi zwierzakami.
Urzekła nas swoim spokojem i potrzebą miłości. Przychodziła, wtulała się, ssała palce, gręplowała… potrzebowała domu. Była głodna, więc została, a jej brzuch powiększał się z dnia na dzień, jak się okazało nie bez powodu :D
I był też zakład pomiędzy domownikami. Ktoś był na tyle naiwny, że myślał, że taki brzuch to z głodu. Podchodząc racjonalnie do rzeczy założyłam się, że na 100% jest w ciąży i że urodzi w przeciągu tygodnia. I tak się stało, całe 5 dni później.
Pojawiły się małe słodkie istotki, na których widok wszyscy się rozczulają i które są takie maleńkie i takie urocze. W ciągu dwóch tygodni nasz dom powiększył się o pięć zwierzaków (minus dwa, bo bracia poszli do internatu), co daje nam świetny bilans 3 ludzi, 2 psów i 7 kotów. Kocham ten zwierzyniec <3
Byliście kiedyś świadkami dorastania zwierzaków? To jest takie urocze jak z dnia na dzień coraz bardziej są kontaktowe. Jak mi się uda robić ładne zdjęcia, to na pewno wylądują na facebooku albo instagramie :D
A kotki mimo, że są małymi słodkimi tygryskami, będą szukały nowego domu za mniej więcej dwa miesiące, więc już możecie się zorientować, czy ktoś z Was nie chce takiego małego futrzaka pod opiekę. Będą na pewno przytulaśne, a płci jeszcze nie umiem zidentyfikować. Do odbioru w okolicach Krakowa.