Dzisiaj postanowiłam dość nietypowo zaproponować wam francuską składankę, która gościła u mnie w słuchawkach przez cały wyjazd do Paryża. Znajdziecie tutaj wszystko – od francuskiej gwiazdy Édith Piaf, przez trochę reggae i rocka, aż do klasycznych soundtracków. No to zaczynamy!
Całości można posłuchać na składance na youtube.
A na samym dole znajdziecie o co chodzi z soundtrackiem blogerów.
gatunek: francuska mega-wokalistka, kto nie zna niech się wstydzi
o czym: o tym jaka miłość jest złudna i śmieszna „komedia miłości”, „wszystkie „na zawsze”, kupowane na wyprzedaży”
teledysk: oryginalne nagranie z koncertu (prawdopodobnie coś w okolicach 1951 roku)
skojarzenia: może się wydać śmieszne, ale tytułowe „padam padam padam” jednoznacznie kojarzę tylko z moim zmęczeniem w czwartek (który opisywałam wczoraj). I wtedy to wrzuciłam tę piosenkę na swoją tablicę z dopiskiem „padam padam padam na twarz”.
#2 Pink Martini – Je ne veux pas travailler
gatunek: amerykański zespół śpiewający w różnych językach, tutaj mamy wokalistkę śpiewającą po francusku
o czym: zniechęcona życiem dziewczyna, która nie chcę pracować, nie chce gotować, chce tylko zapomnieć a potem zapalić. pokój przypomina klatkę, za drzwiami czekają myśliwi chcący ją złapać,
teledysk: (nieoryginalny) – świetnie oddający urocze życie we Francji i pokazujący jego uroki. ładna dziewczyna spaceruje po mieście, cudowna pogoda, sklep z antykami, kawiarnia, palenie w wannie…
skojarzenia: nie wiem skąd wcześniej znałam tę piosenkę, ale podśpiewywałam ją sobie jak łaziłam uliczkami Paryża. Bo to była jedyna, której słowa pamiętałam i doskonale odzwierciedlała spacerowanie po tym mieście.
gatunek: francuska wokalistka z niesamowitym głosem
o czym: jesteś za bardzo wrażliwy i inni nie wiedzą kim jesteś. nie daj się zwieść, wszyscy zginą a ty zostaniesz ocalony. Pod anielskim wyglądem kryję się twoje cierpienie i ja to wiem.
skojarzenia: ten utwór ma niesamowitą moc. Nie znając słów doskonale odczuwałam o co w niej chodzi, a głos Zaz jest tak przeszywający, jak niemal w tej piosence Mumford and Sons. Zaz uwielbiam od dwóch lat, kiedy to jakimś cudem poznałam jej płytę i słuchałam na okrągło. Potem chciałam się wybrać na koncert, ale nie miałam za bardzo okazji. Jednak mam nadzieję, że kiedyś mi się uda. Przesłuchałam wiele ballad wokalistek francuskich, ale żadna z nich nie miała tak niesamowitego głosu.
#4 Joe Dassin – Et si tu n’existais pas
gatunek: francuski wokalista, taka ballada
o czym: bardzo romantyczna. „a gdybyś nie istniała, co miałbym zrobić, dla kogo żyć, po co?” Bo gdybyś nie istniała próbowałbym wymyślić miłość.
skojarzenia: to naprawdę była odpowiednia piosenka do samotnego spacerowania nad brzegiem Sekwany. A tak na poważnie, to uważam, że jest bardzo piękna, a te skrzypce w tle dodają jej niesamowitego uroku. Jest piękna, ale zarazem też smutna i nie wiem czy się nadaje na romantyczny wieczór.
gatunek: alternatywa francuska, w innych piosenkach trochę bardziej pod rock
o czym: Lea – ona jest wszystkim i niczym. Nie jest terrorystką, ani nie jest antyterrorystką. Nie jest ładna, nie jest do końca brzydka. Ona nie jest śmieszna, jest wolna i jest Paryżanką.
skojarzenia: to jedna z tych piosenek, którą nauczycielka pokazała nam na lekcji francuskiego w klasie II liceum. Od tego czasu przesłuchałam ją mnóstwo razy, próbowałam śpiewać, grać na gitarze i kaleczyć nią język francuski. Byłoby mi głupio, że bez tak znanego dla mnie utworu pojechałabym do Francji. Więc miałam go na uszach i spokojnie mogłam śpiewać.
gatunek: francuskie reggae
o czym: niestety nie powiem wam, bo tłumaczenia nie znalazłam, ale wydaje mi się, że chodzi o jakąś Jocelyne i piercing
skojarzenia: nie znałam tego zespołu wcześniej. Właściwie to, kiedy szukałam muzyki na mój wyjazd jakoś przypadkiem wrzuciłam ten zespół. Strasznie pozytywne zaskoczenie. I miło było słuchać jadąc paryskim metrem. Polecam także inne ich piosenki, bo naprawdę zaskakują!
#7 Noir Desir – Un jour en France
gatunek: francuski rock alternatywny, bardzo bardzo fajny zespół
o czym: w knajpie jak zwykle można pogadać z gnijącymi i skorumpowanymi skurwysynami. Francja już nie jest taka sama, kiedyś było lepiej…
teledysk: bardzo stary, trzeba przebrnąć przez początek. Jakieś pomieszanie kreskówki z rzeczywistością. Jakaś azjatycka prezenterka, samolot, samobójstwo.
skojarzenia: Noir Desir jednoznacznie kojarzy mi się z moim pierwszym wyjazdem do Fracji, kiedy to moja ciocia pokazała mi ten zespół. I tak jakoś od niespełna roku co jakiś czas sobie ich słucham. Chyba była to najczęściej słuchana piosenka tego wyjazdu.
#8 10 rue d’la Madeline – Vive la commune
gatunek: alternatywny rock francuski
o czym: nie wiem :c
teledysk: czarno biały, bardzo klimatyczny. Koleś w cylindrze wygląda jak z Electric six – Gay bar. Narysowane białą linią przedmioty wychodzące z kartki. Bardzo pomysłowy i dziwi mnie, że tak mało rozpowszechniony.
skojarzenia: zespołu wcześniej nie znałam, ale tak mi się spodobała, że od razu trafiła do moich ulubionych. Coś pomiędzy Noir Desir i Mozart l’opera rock. Naprawdę warte poznania!
#9 Mozart l’opera rock – Le bien qui fait mal
gatunek: francuska metal opera, coś pod gothic rock
o czym: o tym jak miłość sprowadza cierpienie i jaka jest okropna
teledysk: coś podobnego do przedstawienia teatralnego. scena, stroje, aktorzy. całkiem ładnie wyreżyserowane.
skojarzenia: to jest kolejny zespół, który poznałam 2 tygodnie temu i dosłownie się zakochałam. Bardzo mi się kojarzy z REPO – the genetic opera i ten kawałek byłby dobry do takiego musicalu.
#10 Mozart l’opera rock – L’assymphonie
gatunek: jak wyżej, francuska metal opera, coś pod gothic rock
o czym: zabójcze noce, mówią mi, zapłacisz za swoje przestępstwo, grozi mi obłęd
teledysk: ten wokalista wygląda tak demonicznie i doskonale pasuje do klimatu tego klipu. Wszystko osadzone w starym pałacyku, suknie, balet, miłość. Bardzo przyjemnie się ogląda wsłuchując się w te francuskie słowa.
skojarzenia: przez pierwsze przesłuchania zawsze miałam przed oczami jakieś intro z anime, bo ta muzyka mi właśnie do takiej pasowała. Coś trochę jak Miyavi, tylko że po francusku. I z każdym nowym przesłuchaniem utwór ten podoba mi się bardziej i bardziej.
#11 Le roi soleil – Mon essentiel
gatunek: rock francuski, ale taki lżejszy
o czym: kolejna bardzo romantyczna. Jesteś moją miłością, sensem mojego istnienia, jeśli tylko zechcesz, żebyśmy się poznali
teledysk: coś mniej więcej podobnego do poprzedniego. Para, przystojny mężczyzna w wannie, schadzki po łące. Cud, miód i sielanka.
skojarzenia: piosenka znaleziona z poprzednimi. Od razu przypadła mi do gustu i słuchałam jej na równi z innymi. Powiem szczerze, że do muzyki francuskiej bardziej przekonuje mnie męski wokal.
#12 Les Misérables – A la volonté du peuple
gatunek: soundtrack do Les Miserable (wersja francuska z 1991 roku)
o czym: niestety nie do końca pamiętam z wersji angielskiej
skojarzenia: w Les Miserable zakochałam się po obejrzeniu najnowszej wersji w kinie. Niedługo potem przesłuchałam kilkukrotnie soundtrack, a w podróż do Paryża postanowiłam zabrać oryginalną, francuską wersję. Co prawda nie przypadła mi ona tak do gustu, jak ta angielska (być może dlatego, że nie do końca rozumiałam słów), ale jest równie emocjonalna i piękna.
#13 Yann Tiersen – Comptine d’un autre ete l’apres midi
gatunek: instrumental, soundtrack do Ameliee
teledysk: za teledysk posłuży nam prześliczna animacja zatytułowana „the piano”. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam nie kryłam wzruszenia. Jak za pomocą tak pięknej melodii można zbudować całą historię starego człowieka.
skojarzenia: słuchałam soundtracku do Ameliee wielokrotnie, zanim jeszcze obejrzałam film. Potem obejrzałam film i się zauroczyłam. Będę musiała obejrzeć jeszcze raz, żeby ta cudowna paryska sceneria za szybko mi nie wyleciała z głowy. I za każdym razem, kiedy będę słuchała, przed oczami będę miała cudowne Montmartre.
***
Teraz przyszła kolej na Soundtrack Blogerów. Zadanie jest bardzo proste, trudniejsze jeśli za długo się o nim pomyśli. Należy wybrać jeden utwór, który w jakim sensie jest „nasz”. Niestety mam niemały problem, bo mam masę takich kawałków i każdy coś innego dla mnie znaczy. Jednak ostatecznie wybrałam Virtual Boy – Mass. Bo gdybym miała muzycznie zilustrować moje życie, to genialnie wpasowałoby się do tych dźwięków. Tekstu brakuje, więc każdy może interpretować jak chcę. Utwór daje swobodę, której nigdzie indziej nie znajduje. Jest tak zmienny, niczym ja sama i łączy w sobie wiele i nic jednocześnie. Dodaje mi siły i przypomina najlepsze czasy, kiedy mieszkałam w Krakowie i symbolizuje te lepsze, które jeszcze nadejdą.
Kawałek poznałam poprzez jakiś z odcinków Skinsów, a potem zagościł na dobre na mojej playliście. A teraz i Wy możecie poznać ten utwór i przy okazji część mnie:
Bardzo lubię francuską muzykę, więc chętnie zapoznam się z utworami przedstawionymi przez Ciebie. Edith Piaf oczywiście znam, ale reszty niestety nie.
mam nadzieję, że przypadną Ci do gustu :) jeżeli nie masz nic przeciwko cięższym brzmieniom to z serca polecam Mozart l’opera rock :)