Islandia to kraj bardzo nieprzewidywalny pod względem pogody. Okres turystyczny zaczyna się tam w maju, a kończy gdzieś na przełomie września i października. W tym czasie możemy doświadczyć masy deszczu, czasami też odrobiny śniegu, słońca przez całą dobę, 20-stopniowych upałów oraz silnych wiatrów. Średnia temperatura w okresie letnim wynosi 13 stopni, jednak zdarzało mi się spać w namiocie, kiedy na zewnątrz były tylko 2 stopnie i szalejący wiatr dookoła. Trzeba być przygotowanym naprawdę na wszystko!
A żeby zobrazować zmienność islandzkiej pogody, pokażę Wam ścianę deszczu (tak, tak my staliśmy w suchym miejscu).
W tym wpisie chciałabym powiedzieć co znajdowało się w moim plecaku, a także czego tam zabrakło i jakie to miało konsekwencje. Bez owijania w bawełnę (bo na Islandii to lepiej się w wełnę owinąć) przechodzę do listy.
- namiot – McKinley Arium 1 – bardzo lekki i jak się po miesiącu okazało, także bardzo wytrzymały. Waży mniej niż mój śpiwór, bo jedyne 1,1 kg. Jednopowłokowy, łatwy do rozbicia, czasami tylko oddech mi się skraplał w środku i trochę kapało. Nie narzekam, bo się ani nie złamał, ani nie ciążył i wytrzymał naprawdę mocne wiatry.
- śpiwór – Quechua 0°C, jak już wcześniej wspominałam jest cięższy niż mój namiot – 1,4 kg, bardzo ciepły i wygodny, a wyglądałam w nim jak gąsieniczka:
- plecak – Quechua Easyfit 60l – bardzo, bardzo wygodny, wypakowany do granic możliwości ważył ok 15 kg. Obawiałam się, że nie pomieści wszystkich moich rzeczy, ale było w porządku. Ogólnie zrobiłam głupią rzecz, bo zabrałam drugą torbę, taką na laptopa, gdzie trzymałam aparat, elektronikę, kable, notesy i przewodniki, przez co suma moich bagaży wynosiła około 25 kg i bardzo ciężko chodziło się z dwoma torbami. Zdecydowanie to odradzam, a następnym razem zupełnie inaczej się spakuję.
- karimata (taka zwykła) oraz poduszka dmuchana
- elektronika – lustrzanka, telefon stary i smartfon do internetu, dysk przenośny, karty SD, ładowarki, słuchawki
- długopisy, notesy, przewodnik, broszury
- buty: trapery oraz adidasy z różowymi sznurówkami
- ciuchy: kurtka przeciwdeszczowa (!), dwa ciepłe swetry, dużo długich spodni, podkoszulki, getry do spania, strój do pływania, wełniane skarpety (sprawdzają się najlepiej, bo trzymają ciepło nawet jeśli są przemoczone!). Ogólnie to należy przygotować się na zimno i deszcz, a przy okazji wziąć coś lżejszego, bo słońce może zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Osobiście łapałam stopa w krótkim rękawku może ze dwa razy…
- ręcznik z mikrofibry schnie w zadowalającym tempie, zwłaszcza w tej deszczowej krainie
- jedzenie – na początku pół plecaka miałam wypakowane zupkami chińskimi, mlecznym startem z Biedronki, płatkami owsianymi, herbatą i kawą. Gdzieś po dwóch tygodniach te zapasy mi się skończyły, a herbatę zgubiłam i jadłam tylko suchy chleb z daktylami.
- menażka całkiem przydatna, scyzoryk oraz zapalniczka
- CZEGO NIE WZIĘŁAM! palnika do butli gazowej oraz sztućców! Serio, nie wybierajcie się na Islandię bez tych rzeczy! Palnik można kupić w Polsce za cenę pięć razy tańszą niż na Islandii, a jest niesamowicie przydatny jak się bierze takie zapasy jedzenia jak ja… Niestety musiałam sobie radzić, żeby je przygotować i prosiłam ludzi o użyczenie gazu albo o wrzątek. A łyżkę pożyczyłam od mojego hosta w Reykjaviku…
Z racji tego, że na Islandii nie ma drzew, tylko raz poradziłam sobie z zagotowaniem wody w ten oto sposób:
- kosmetyki i apteczka według uznania. U mnie były to szampon, pasta do zębów, szczoteczka, kilka rzeczy do malowania oczu (czasami), chusteczki nawilżone, krem, podpaski – wiadomo, golarki, też wiadomo. Miałam kilka rodzai tabletek przeciwbólowych, zestaw witamin oraz plastry, których ani razu nie użyłam (na szczęście).
- pierdółki – moje bransoletki i naszyjniki przynoszące szczęście w podróży (serio, serio w to wierzę)
Mam nadzieję, że wszystko tutaj napisałam. Jak mi się coś przypomni to jeszcze dopiszę. Na Islandii zgubiłam tylko zapalniczkę, a przywiozłam dużo kamieni, broszur, parę nasion i hm… to by było na tyle.
Z nieba mi spadłaś z tym wpisem, właśnie pakuję plecak na Islandię. Czy masz może jakiś pomysł gdzie kupić tam namiot i nie zbankrutować?
Polecam pójść na Camping w Reykjaviku (http://www.reykjavikcampsite.is/) i tam ciągle ktoś zostawia namioty, które można sobie za darmo zabrać. To samo jest zaraz po festiwalach jak się dobrze trafi. Co do kupna, to nie mam pojęcia.
Bardzo przydatny wpis. Wybieram się na Islandię, ale w okolicach świąt lub całkiem na wiosnę. W grudniu chyba ze stopowania nici, tak jak z ogniska i pewnie spania w namiocie.
Dzielna z Ciebie dziewczyna ;)
Też mam czerwony śpiwór mumię i zawsze kiedy w nim śpię udaję, że jestem robakiem, który dopiero co wylazł z jabłka : P
Śpiwór taki strasznie by mi się przydał! Rok temu zamarzałam w tandetnym śpiworze kupionym za 20zł na targu i więcej tego nie chcę powtarzać. Ile dałaś za swój?
O widzisz, dobrze wiedzieć o istnieniu takiego namiotu, bo jak hajs się będzie zgadzał, to chcę też nabyć jakąś małą jedynkę. Moja Sierra jest super, ale kurde, 3,3 kg do noszenia na plecach na dłuższą metę się nie sprawdzi (chyba, że w podziale na dwie osoby). Mam całkiem podobny plecak, tylko, że Forclaz 50 speed i jestem z niego bardzo zadowolona – jest super lekki, pojemny i wygodny. Zakochałam się w tym, że zamek wszyty od spodu, wreszcie chcąc wyciągnąć śpiwór (bo jego upycham zwykle na spód) nie muszę wszystkiego wywalać <3.
Dopisuję kilka rzeczy na listę zakupów – ręczniki z mikrofibry, menażkę, kuchenkę turystyczną z palnikiem.
Ale fajnie się to czyta ze świadomością, że jednak też tam jadę :DDD