Na świetną pogodę w Anglii trzeba długo czekać, a kiedy już przyjdzie słońce, to w żadnym wypadku nie wolno go zmarnować. Warto więc zaplanować sobie jakiś wypad, gdzieś za miasto, do lasu, nad jezioro, wśród zwierząt. To uczyniliśmy my wybierając się na niesamowity wypad do New Forest.
Naszą wycieczkę zaczęliśmy w Salisbury na rynku, gdzie jak co sobotę odbywał się targ różności.
Następnie razem z dwójką moich znajomych – Garethem i Maud wybraliśmy się samochodem do New Forest, oddalonego o 20 minut drogi. Po drodze przemierzaliśmy urocze angielskie wioski i słuchaliśmy genialnej muzyki.
Jak się dowiedzieć, że jesteśmy w New Forest? Wystarczy, że drogę zagrodzą jakieś koniki, krowy, albo stado owiec. I tak, oczywiście trzeba im ustąpić pierwszeństwa…
Nasz parking znajdował się przy Janesmoor Pond, takim trochę wodopoju dla zwierząt. Nie ukrywam, że bardzo chciało mi się spać po wczorajszej zarwanej nocy, więc tylko czekałam na taki kawowy wodopój dla mnie. Na szczęście w miejscu naszego parkingu odbywał się rajd rowerowy i bardzo miłe panie zrobiły mi kawę, która uratowała mi życie.
Powiem szczerze, że jeszcze tak upalnego dnia w Anglii nie było (za moich czasów). Najchętniej zrobiłabym tak jak krowa na tym zdjęciu, ale nie wypadało.
Nasz szlak prowadził przez las, potem polankę z paprociami, dużo zieloności, urocze przejścia i w sumie to wszędzie zieloność.
Nie tylko ja bawiłam się dzisiaj w fotografa. Mielibyśmy jeszcze i fotografkę Maud, ale padła jej bateria.
A teraz czas na kombinowane zdjęcie grupowe – położyć aparat na względnie statycznym podłożu i próbować, czy coś z tego wyjdzie.
Doszliśmy do naszego pubowego celu w wiosce Fritham, gdzie spokojnie mogliśmy skonsumować lunch, piwo i w moim przypadku lody miodowo-rodzynkowe.
Gareth i jego super plecak z rurką z wodą.
A to potoczek, wysłużone glany i połowa drogi za nami.
Kto mi powie, czy ta roślina jest trująca? Wygląda bardzo zdradziecko z tym swoim soczystym różem i plamkami!
A teraz doszliśmy do tytułowych stepów i koni. Sucho, słońce praży, podążamy śladem zwierząt…
Do naszego celu dzieliła nas zaledwie jedna stepowa droga. Tak, wszystko pięknie przypominało Amerykańskie filmy w tym ich cieplejszym klimacie.
Na koniec początkowe jeziorko i jego krowi użytkownicy.
I to już kuniec.
Mam nadzieję, że podobała wam się słoneczna wyprawa po New Forest. Jestem totalnie spieczona i szczęśliwa. Więcej takich dni!
Świetne zdjęcia a okolica wygląda tak błogo, aż ma się ochotę usiąc i podziwiać widoki i odpoczywać od szarego i śmierdzącego miasta.
Doskonale się zgadzam. Szkoda, że mieliśmy ograniczony czas, jednak bardzo cieszę się, że udało mi się w końcu wyrwać z mojego miasteczka (chociaż bynajmniej nie jest szare i śmierdzące) :D
matko, jakie śliczne widoczki!! aż się nie mogę doczekać własnych podróży i odkrywania – został mi już tylko miesiąc czekania…w ogóle muszę Ci powiedzieć, że uwielbiam tego bloga, bardzo przydatne posty, jak np. o podróżowaniu czy poznawaniu nowych ludzi.