W tym miesiącu też słuchałam. Jak zwykle zresztą. I mam wiele zapętleń, których jeszcze nie publikowałam na łamach bloga, więc tym razem nadarza się okazja, aby odświeżyć te muzyczne kąski sprzed ostatnich miesięcy.
#1 Radical Face – Holy Branches
Właściwie to Radical Face powinniście znać, jeśli choć trochę śledzicie moje muzyczne posty. Tym razem chciałam jednak przedstawić ich najnowszą płytę Holy Branches, która ukazała się w listopadzie zeszłego roku. I w sumie jakoś od tamtego czasu słuchałam jej i słuchałam. Jak dla mnie to Radical Face jest zdecydowanie za mało rozpoznawalny i wszyscy na świecie powinni już słuchać wokalu Bena Coopera i rozpływać się nad jego życiowymi tekstami.
#2 Puscifer – The humbling river
Trochę mroczna, zalatująca rockiem progresywnym i pociągająca swoją tajemniczością. Co prawda okres, z którym kojarzy mi się ta piosenka, nie należy teraz do najlepszych, jednak się z wami podzielę. W takich utworach to lubię wczuć się w klimat i dokładnie przemyśleć słowa. A jakbym miała wybierać książkę, do której słuchałabym tej muzyki, to byłaby to na pewno Mistrz i Małgorzata. Nie pytajcie czemu…
#3 Phillip Phillips – Home
Nie wiem czy jeszcze pamiętacie, ale jakiś czas temu zamieściłam listę klipów, które sprawiają, że mam ochotę wyruszyć w nieznane. I gdybym wcześniej znała ten utwór, to na pewno pojawiłby się w tym zestawieniu. Jest taka pocieszna niczym pewna piosenka pod tym samym tytułem. Chyba motyw bezpieczeństwa i dachu nad głową ma w sobie coś porywającego duszę…
#4 Edward Sharpe & The Magnetic Zeros – That’s What’s Up
Jak już wcześniej wspominałam, jest taki jeden pocieszny zespół, który stworzył piosenkę o tym samym tytule co ta poprzednia. No i tak przeglądając youtuba wpadłam na ich inszy kawałek, który ma tak cudowny klip, że aż musiałam się od razu podzielić. Poza tym to taka urocza piosenka o miłości, a jakbyście jeszcze tego nie wiedzieli, to jutro mamy… walentynki! (PS. Szczerze mówiąc, to jeszcze żadnych walentynek dobrze nie wspominam…)
#5 Oh Land – Perfection
Nie wiem czy tylko ja mam takie skojarzenia muzyczne, ale ten kawałek przypomina mi tak strasznie strasznie muzykę Florence and The Machine. No sami powiedzcie, czy tak nie jest? Trochę takie eksperymentalne, czasami elektroniczne i wielogłosowe. Ale mnie się podoba.
#6 Made in Heights – Murakami
Jak coś dobrego, to znowu wynalezione u Kasi na blogu. Nie wiem jaki to dokładnie gatunek, coś pomiędzy elektro i down tempem i trip-hopem i muzyką eksperymentalną. Mnie podeszło tak bardzo, że ich jedyna płyta przewija się u mnie w słuchawkach dość często. Właściwie to moje takie małe zapętlenie ostatnich dwóch miesięcy. Teraz tylko czekam, aż utwór Murakami pojawi się na spotify.
#7 Gold Panda – You
Już jakiś czas temu stworzyłam sobie nietypową playlistę na spotify, gdzie zamieszczam piosenki do słuchania w chilloutowym stanie. Ta akurat jest moją pierwszą, która tam trafiła. Są jeszcze inne, które ostatnio dorzucił mój znajomy i mam zamiar się z nimi podzielić. Tak w ramach masowego chilloutu.
#8 Flume – Sleepless feat. Jezzabell Doran
Kolejna pozycja z mojej chilloutowej playlisty. I niestety wiem, że części z Was niekoniecznie to podejdzie, ale i tak dzielę się tym co mi się w ostatnich dniach zapętla.
#9 Oberhofer – Heart
To piosenka, która ukrywała się w czeluściach playlisty, której nigdy nie słucham. Aż ją przeniosłam do innej. I już się nie ukrywa, więc poznajcie ją i Wy. Znowu coś pociesznego, chociaż z tekstu wynika, że jakoś nie bardzo. Ale sami oceńcie. Ja się cieszę, że znowu trafiłam na piosenkę, o której zapomniałam.
#10 The Oh Hello’s – Hello My Old Heart
Wygrzebana gdzieś z czeluści spotify. Chyba ta piosenka nadaje się najbardziej na jutrzejszy wieczór (jak dla mnie). Niby nie fajnie jest tworzyć muru wokół swojego serca, ale who cares…
#11 Keaton Henson – Small Hands
Keaton pojawił się już w jakimś zestawieniu, ale z inną piosenką. Nie wiem czemu tak mam, ale jego głos mnie strasznie rozdziera i przeszywa. Jest taki, jak jęk umierającego człowieka, a sam wokalista wygląda trochę jak Christopher z Into The Wild (ale już tak pod koniec).
#12 Angus Stone – Broken Brights
Bardzo klimatyczny kawałek, z niesamowicie prostą perkusją. Nie wiem czemu, ale mam wielkie upodobanie do prostej perkusji i w ogóle melodii. Polecam dla wszystkich tych, którzy pragną kolejnego melancholijnego kawałka podobnego do tego co tworzył Elliott Smith.
#13 Jamal – Marcepany
Specjalnie na koniec zostawiłam swojego faworyta, którego dopatrzyłam u StayFly na tablicy facebookowej. Jeszcze chyba nigdy w życiu polski kawałek mi się tak nie wkręcił. Prosta melodia, ale z niesamowitym wydźwiękiem. I do tego tekst, który tak dobrze podsumowuje moje ostatnie myśli. Słucham i słucham i uwielbiam.