Wszystko jest kwestią podejścia. Czasami są momenty, kiedy wszystko staje przeciwko Tobie i zostajesz…w du***. I możesz wrócić z płaczem do rodziców i schować się w najbezpieczniejszym dla Ciebie miejscu na ziemi. Możesz też ruszyć swoje dwie półkule do solidnego myślenia i samemu spróbować rozwiązać problem. Bo wszystko jest tylko kwestią podejścia…
Prawie zostałam bezdomna. I to wcale nie dla żartów, ani w ramach survivalowego treningu. Zostałam wystawiona. Pamiętam jak jeszcze miesiąc temu chodziłam cała podekscytowana i nie mogłam się doczekać, kiedy to wszystko rozgłoszę. Planowałam zmienić otoczenie, w którym mieszkam, bo to co teraz mnie otacza, skutecznie mnie przytłoczyło. Zero rozwoju, tylko jakaś bezsensowna pustka i poczucie zacofania. Jedyne za co mogę być wdzięczna to niesamowita przyjaźń, która się tutaj nawiązała. Ze mną, Pają i Paxem.
Miałam zmienić otoczenie i znowu zostać au pair. Tym razem w Londynie. Wszystko wydawało się tak piękne, że aż nierealne. Ogromny pokój z łazienką w samym centrum Londynu, mili hości, śliczne dzieciaki, lepsze kieszonkowe. Byłam z nimi bardzo szczera. Powiedziałam, że mam wykupiony bilet na Islandię i zamierzam tam wyjechać w czerwcu na 3 miesiące. Zgodzili się.
Potem przyszedł czas przyjazdu do Polski. Powiem szczerze, że wiele się wtedy zmieniło, a zwłaszcza moje podejście do nowej zmiany. Zapytana przez kogoś, czy naprawdę chcę jechać do tej ogromnej metropolii, odpowiedziałam, że nie bardzo. Ale wszystko było już ustalone, więc nie chciałam robić zamieszania i znowu zmieniać swojej pozycji. Tym bardziej, że zostały mi tylko dwa tygodnie w tym domu pachnącym starością. Nie miałabym się przecież gdzie podziać.
Możecie sobie wyobrazić, że powroty są trudne. Kiedy mieszka się w tak cudnym miejscu w Polsce i ma się najlepszą rodzinę i przyjaciół na świecie, kiedy spędziło się genialnych 7 dni w towarzystwie brytyjskich przyjaciół pokazując im wszelkie oblicza polskiej kultury, kiedy ze łzami żegna się na lotnisku o 6 nad ranem. Ale powracać trzeba, takie już życie.
I kiedy wróciłam do tego niechcianego domu, dostałam telefon, w którym pani z Londynu wyraziła swoje wątpliwości, czy aby na pewno potrzebują kogoś tylko na 3 miesiące. Ale przecież wcześniej się zgodzili! Powiedziała tylko, że musi porozmawiać z mężem. I od tego czasu się nie odezwała. Już od tygodnia. Nie odpisuje na smsy, nie odbiera telefonów. Tak zachowują się tylko tchórzliwi ludzie. Już wolałabym usłyszeć „przykro nam, ale nie” w tej głupiej słuchawce! No cóż. Po świecie chodzą ludzie i ci co ludźmi się uważają, tego już nie zmienię.
Dobrze, że mam przyjaciół. I teraz pamiętajcie! Zawsze warto trzymać się rodziny i przyjaciół. Dobrych przyjaciół. Takich, którzy będą szczęśliwi, że mogą Ci pomóc. Bo relacje międzyludzkie są naprawdę bardzo ważne! Napisałam do moich znajomych, tych, którzy byli ze mną w Polsce. Jest ich czwórka i zamieszkują jeden wielki dom, który zawsze gości wielu couchsurferów. Są wegetarianami, mają kury, a poza tym są nadzwyczaj mili i gościnni. Już nie raz ich dom stał się moją ucieczką od otaczającego mnie życia. A tym razem stanie się moim domem na najbliższe tygodnie…
A co potem? zobaczymy…
Zobaczysz, jeszcze się okaże, to najlepsze, co mogło Cię spotkać :). Dobrze, że masz się gdzie podziać. Trzymaj się i do przeczytania!
nawet sobie nie wyobrażasz, w jak bardzo podobnej sytuacji jestem. no, byłam. nawet do Ciebie napisałam, nie wiem czy pamiętasz…zapytać o NIN. tylko że wtedy jeszcze myślałam, że moja host rodzina, z którą wspólnie doszliśmy do wniosku że ok, rozstajemy się, jest w porządku. nie wnikając w szczegóły, okazali się podli, zostałam bez referencji, prawie bezdomna, bez możliwości podjęcia innej pracy niż jako au pair (a nawet i to nie było łatwe, bez referencji) bez niczego. przyjechałam do przyjaciółki, do Londynu, wysyłając tysiące zgłoszeń, tracąc nadzieję i płacząc, bo powrót do Polski stawał się coraz bardziej realny, a planowałam zupełnie coś innego! i najgorsze było to, że wiedziałam jak wiele zależy od tego czy będę miała szczęście, nikt nie mógł mi zagwarantować że mi się uda. i w momencie gdy już się poddawałam i godziłam z tym, że pewnie będę musiała wrócić, znalazłam rodzinę. i tak, masz rację, bez pomocy przyjaciół nie da rady…jakiekolwiek są Twoje plany, walcz. nie za wszelką cenę, ale walcz, bo warto.
dzięki za tak miłe słowa. szkoda, że z Twoją pierwszą rodzinką nie wyszło. Ja na szczęście jestem w bardzo komfortowej sytuacji i mam nadzieję, że za niedługo już wszystko wyjdzie na prostą. A Tobie też życzę powodzenia za granicą!
Nie wiesz tak naprawdę co dalej, co cię czeka, może lepiej, że tak wyszło? Nie łam się, też podczas mojego roku jako au pair nie raz płakałam i zostałam z dupą na lodzie.. Zawsze potem uświadamiam sobie, że było to po coś.
Co będziesz robiła przez 3 miesiące na Islandii?
Wydaje mi się, że o wiele lepiej, że tutaj trafiłam, bo takie towarzystwo i taki klimat mi zupełnie odpowiadają. Teraz tylko czekam na przypływ jakiejś pracy, ale jestem pełna pozytywnych emocji. A na Islandii mam zamiar żyć jak tubylcy, zagłębić się w ichniejszą historię i język, a także popracować na farmie, jak się wszystko dobrze ułoży :D
Brzmi jak marzenie, czekam na zdjęcia :)
Nie przejmuj się! Liczy się tylko teraźniejszość…