czego nauczyły mnie dwa lata spędzone na walizce

Nie mogę w to uwierzyć, ale mija już drugi rok, odkąd wyniosłam się z domu. Mając 19 lat i zero planów na przyszłość wyjechałam z jedną walizką do Anglii. Z jedną walizką powróciłam po roku, jednak aby się do niej zmieścić, musiałam wiele rzeczy po prostu oddać. Część ubrań, butów i książek poszła do Charity Shopu. Maty i ciężarki do ćwiczeń oddałam znajomej. A jeszcze ktoś inny zaopiekował się moimi roślinkami. Na koniec zostawiłam znajomemu w Londynie karton ciuchów i bibelotów, bo niestety się nie zmieściły.

Potem wróciłam z powrotem do Anglii, także z jedną walizką, chociaż bogatsza o stary nowy aparat analogowy. W Bath spędziłam kolejne pięć miesięcy, żeby znowu nie zmieścić się do jednej walizki. A efekty pakowania się możecie zobaczyć na zdjęciu tytułowym.

Dopiero teraz, w Norwegii, nauczyłam się, jak to jest żyć zupełnie bez niepotrzebnych rzeczy. Albo też nauczyłam się, co jest zupełnie potrzebne. Tutaj, na odludziu, gdzie na co dzień nie mam możliwości wyjścia na miasto, a w sklepie byłam dwa razy kupując szampon, dezodorant i włóczki do dziergania (no i jedną parę spodni za taką samą cenę jak dwie puszki cydru), mogę z czystym sumieniem napisać ten post. Wiem, że pod koniec tygodnia nie będę miała problemu z zapakowaniem się w jedną i tę samą walizkę, bo przez te trzy miesiące wzbogaciłam się jedynie o jedną parę spodni i jedną sukienkę od mojej hostki (swoją drogą dziwna nazwa, ale tak się przyjęło mawiać w au pairkowym slangu). Poza tym parę ciuchów mi się zużyło. Są takie rzeczy, których w ogóle nie używałam przez te trzy miesiące. Na przykład większość biżuterii, albo jakieś kosmetyki. Są też ciuchy, które ledwo założyłam raz. Wszystko zmierza ku minimalizmowi, o którym już kiedyś pisałam. Teraz pakując się na Islandię, będę miała świadomość, czego tak naprawdę potrzebuję do życia. Zero zbędnych pierdółek, bo chyba już z tego wyrosłam. A umiejętność zrezygnowania z niepotrzebnych rzeczy, jest naprawdę przydatna.

Nie wiem czy ten wpis powinien mieć jakąś puentę. Chyba wypadałoby coś więcej napisać, jeżeli nadałam taki tytuł. Więc czego nauczyły mnie te dwa lata? Swobodnego rozpoznawania rzeczy potrzebnych od tych zupełnie zbędnych. Nauczyły mnie minimalizmu, z którym większość osób by sobie nie poradziła. Nauczyły mnie szybkiego rozpakowywania i pakowania jednej i tej samej walizki. No i przede wszystkim… nie przywiązywania się do rzeczy materialnych.

Gorąco to polecam.

podpis

5 Comment

  1. Elaine says:

    Poruszyłaś bliski mi temat. Ja też jakiś czas temu zrezygnowałam z chomikowania przedmiotów i kupowania niepotrzebnych rzeczy. Życie stało się jakieś prostsze. Powoli skłaniam się ku minimalizmowi, ale jeszcze nie całkiem się w tym odnajduję. Pozdrawiam!

  2. bardzo dobry i prawdziwy post. Klikam lajki i udostępniam, bo dobrze prawisz! Po sobie też wiele z tego zobaczyłem co opisałaś, znaczy od roku czasu mieszkam w hotelu ze względu na pracę i do mojego pustego mieszkania wracam tylko raz na jakiś czas, na weekend odebrać pocztę. Na samym początku walizka była pełna, to taka walizka, że na tydzień na wakację jest idealna. Rozmiar średni. Po roku czasu – ta sama walizka jest zazwyczaj w połowie pełna tylko. Jeden, że nauczyłem się lepiej pakować, ale ważniejsze jest to, że… po prostu widzę ile niepotrzebnych rzeczy woziłem ze sobą. Absolutny minimalizm jest super, ale jest też bardzo chłodny i bezuczuciowy, to wszystko tylko wzmaga samotność i dlatego mimo wszystko czasami i tak zachomikuję jakieś niepotrzebne rzeczy ;)

  3. Asia Zawadzka says:

    Właśnie jestem na etapie wywalania niepotrzebnych rzeczy, które przez lata się nazbierały. Po przeprowadzce z rodzinnego domu, gdzie miałam dosyć spory pokój do dyspozycji, do malutkiego w pokoju bloku, widzę że tonę w niepotrzebnch rzeczach. Post bardzo przydatny :)

  4. Binio Ju says:

    Chciałabym zamieszkać w jednej walizce :)

  5. Minimalizm towarzyszy mi na co dzień i jest moją wolnością. Fajnie, że jest nas więcej.

Komentarze są zamknięte.