Cały weekend spędziłam na odludziu. W ogóle nie było mi tęskno za internetem, a nawet bym to powtórzyła. Na dłużej. Od tego czasu ciężko jest mi się zebrać do napisania czegokolwiek. Za dużo się wokół dzieje. Za ładną mamy pogodę, żeby ją marnować. I ciągle tyle pięknych rzeczy do zrobienia. Prawie codziennie jeżdżę konno i na rowerze. Siedzę nad rzeką lub jeziorem. Albo wspinam się na góry.
Przyszedł taki moment, że nie chcę stąd wyjeżdżać. To już ostatnie dni w Norwegii. Będę tęskniła, ale wiem, że czekają mnie nowe przygody. Znacznie więcej przygód.
Pożyczyliśmy konie. Zabraliśmy wszystkie potrzebne rzeczy. Zapakowaliśmy się. I ruszyliśmy. Do wyznaczonego miejsca. Trasa przebiegała spokojnie do pewnego momentu. Potem galopem pod górki, z górki ostrożnie. Wpakowaliśmy się w bagna (biedne konie). Przekraczaliśmy rwące rzeki i ponad metrowy śnieg. To wszystko po to, by dotrzeć do chatki nad rzeką. A co najważniejsze… na odludziu.
Dotarliśmy w nocy. Koło 1:30, ale jak możecie zauważyć na zdjęciach. Wcale nie było ciemno. Wręcz przeciwnie. Było tak bardzo jasno.
A chatka? Mała. W środku dwie prycze, piecyk, półki z różnymi rzeczami. Najbardziej spodobała mi się księga gości, gdzie można było zobaczyć wpisy ludzi od 1997 roku (niestety po norwesku, a z moim norweskim trochę kiszka). Chatkę zbudował nasz sąsiad Viggo, w 1984, kiedy jeszcze było to w pełni legalne. Właściwie na terenie całej Norwegii można znaleźć wiele tak zwanych kabin, gdzie można przenocować. Już niedługo, bo w ten weekend, wybieramy się pieszo do innej. Położonej trochę dalej w górach.
Mnie to się bardzo podoba taki survival, gotowanie na ogniu, picie wody ze źródełka, rąbanie drewna, jeżdżenie konno. Nawet udało mi się zebrać całkiem sporo soku z brzozy.
Spacer z końmi.
Wszystko minęło zdecydowanie za szybko. A może dlatego, że każdego dnia za długo spałam? Ale było nieziemsko miło i chętnie powtórzyłabym to… na dłużej. Już niedługo, bo w ten weekend, także uciekam. Może uda mi się coś ciekawego wymyślić i znaleźć wewnętrzny spokój.
Jeszcze jedna ciekawostka. Jak wyjeżdżaliśmy w piątek z naszej doliny, to wcale nie było tak zielono! Wszystko rozkwitło podczas naszej nieobecności, a teraz mamy po 30 stopni każdego dnia i na przykład pływamy konno w jeziorku (zobaczcie na Instagramie)!
Wow super przygoda! I cudne zdjęcia ;)
dzięki! Teraz szykuje się kolejna :)
Pięknie tam! I cudne te konie :)
A czasem taki odpoczynek z dala od cywilizacji jest potrzebny :)
Mnie takie odcięcie uświadamia tylko, jak bardzo tego potrzebuję i jak bardzo internet jest zbędny…
WOW! Tak blisko natury… Coś pięknego… Zazdroszczę :)
Dzięki za polecenie! :D W Polsce też miałam takie przygody blisko natury i gorąco polecam wziąć namiot i gdzieś wyruszyć na weekend! Polska jest piękna :)
Mnie przerażają duże zwierzęta, w tym konie…
Konie są naprawdę łagodne, jednak bardzo szybko wyczuwają strach. Ja często się łapię na tym, że boję się jeździć, przez co i one się płoszą. Ale jak już zacznę współpracować z koniem, to szybki galop przez łąki jest najpiękniejszą rzeczą jaka mnie ostatnio spotyka!
Ale fajnie!! :) Muszę wrócić do nauki jazdy konnej, bo taki wyjazd to na pewno świetny detoks od codzienności :)
Ja przed Norwegią nigdy wcześniej nie byłam konno w terenie, a teraz to dla mnie niemalże codzienność. Jazda konna to jest coś pięknego!
Uwielbiam czytać o takich wycieczkach i wyprawach bez tych wszystkich cywilizacyjnych udogodnień i uproszczeń. Sama bardzo chętnie wybrałbym się na takową. A już w szczególności na Północy.
Ja poniekąd wychowałam się w takich warunkach. Przez siedem lat mieszkałam w domu bez wody (być może o tym kiedyś napiszę…), a były i takie miesiące, kiedy nie mieliśmy prądu. I nie żebym na to narzekała. Szczerze mówiąc nawet za tym tęsknie i coraz częściej zdaję sobie sprawę, że gadżety elektroniczne i internet to pewnego rodzaju zguba dla naszej cywilizacji. Takie wyjazdy naprawdę sprawiają, że czuję się bliżej natury.
Piękne widoki! I jak zwykle podziwiam, bo ja na takim „survivalu” pewnie zginęłabym marnie :P cisza, samotność – zdecydowanie tak, ale z jakimś choćby minimalnym dostępem do cywilizacji, wtedy pewniej się czuję :) ehh narobiłaś mi ochoty na jazdę konną, jeździłam kiedyś i tak mnie na wspomnienia wzięło…
Jazda konna jest niesamowita! Ja żałuję, że wcześniej nie trenowałam więcej, choć miałam naprawdę wiele okazji. A najlepszym jest fakt, że z każdą jazdą czuję się pewniej w siodle :) myślę, że warto wrócić, bo kontakt z końmi naprawdę bardzo relaksuje!
I znowu naszła mnie niesamowita chęć na zwiedzanie północy :) kilka lat temu miałem już raz jakąś norweską manię i próbowałem wszelkimi sposobami uczyć się norweskiego. Dzisiaj niewiele z tego zostało, chyba tylko jakaś niespełniona miłość do tych rejonów :)
Dla mnie północ chyba zawsze pozostanie numerem jeden, jeżeli chodzi o podróże (stąd ta Norwegia i Islandia właśnie)… no i pewnie jeszcze jakieś dżungle :D A w Norwegii jest o tyle fajnie, że właśnie można wszędzie rozbić namiot, wszędzie rozpalić ognisko, a nawet w największej dziczy można znaleźć takie chatki.
To wszystko o czym piszesz brzmi tak nierealnie! Na przykład to pływanie na koniu! :D
Ja też w to nie wierzę w sumie. Jakby mnie ktoś mi powiedział rok temu, że wyląduje w kole podbiegunowym i będę spełniała swoje marzenia, to chyba bym go wyśmiała. A pływanie na koniu… no cóż. Przysporzyło mi trochę problemów ze zdrowiem i głupie przeziębienie. Na szczęście już przechodzi!
[…] jaka piękna przygoda. Białe noce, konie, biwak… Coś […]