Dzień dobry wieczór. Powracam do pisania dziennika z Islandii. Z małym wielkim opóźnieniem.
Poprzednie części:
- dziennik z Islandii – dzień 1- 3 – Reykjavik
- dziennik z Islandii – dzień 4 – 7 – moje pierwsze autostopowanie
Do Töfrastaðir dotarłam w sobotę wieczorem (28 czerwca). Początkowo zakładałam, że spędzę tam około dziesięciu dni, jednak… zostałam tylko dwa. Moje pierwotne plany bardzo szybko uległy zmianie i już po tygodniu spędzonym na Islandii, kupiłam wcześniejszy bilet powrotny. A wszystko to z miłości. Gdyby nie to, to siedziałabym w tym wulkanicznym kraju aż do połowy września, a tak to wróciłam wcześniej, zahaczyłam o Woodstock i we wrześniu wybrałam się na miesięczny wyjazd autostopem do Turcji, Gruzji i Armenii. Jakie to życie przewrotne!
Töfrastaðir, z islandzkiego znaczy tyle co „magiczne miejsce”. Jest to farma położona niedaleko miejscowości Selfoss. Farma permakulturalna, czyli wykorzystująca odnawialne źródła oraz naturalne zachowania ekosystemu. Brzmi trochę przerażająco, ale idea jest prosta – żyć w zgodzie z naturą. Na stałe mieszka tam kilka osób, które chętnie dzielą swój dom z innymi.
Kiedy tam dotarłam, podwieziona przez miłą kobietę, zobaczyłam dwóch panów siedzących przed domem. Nie znałam ich i nie prezentowali się zbyt przyjaźnie. Nie mam w zwyczaju ulegać mylnemu pierwszemu wrażeniu więc postanowiłam lepiej ich poznać. Od razu zaczęli ze mną przyjazną rozmowę i już nie obawiałam się zostać na farmie z trzema całkiem obcymi facetami. Wieczorem zjedliśmy pudding ryżowy, graliśmy w pokera, dostałam swój pokój, gdzie przez trzy noce mogłam się porządnie wyspać.
Niedziela w Töfrastaðir minęła nam na odgruzowywaniu starej stajni, gdzie kiedyś trzymano krowy. Na farmie trzeba jeszcze dużo zrobić, aby w pełni mogła działać jako zorganizowana komuna, gdzie każdy daje coś od siebie. Cieszę się, że mogłam w tym jednym im pomóc i miło było wrócić tam miesiąc później i zobaczyć jak szybko prace posuwają się naprzód. Z tego co wiem, to do Töfrastaðir będzie można przyjechać na wolontariat połączony z kursem permakultury, więc wszystkich zainteresowanych zapraszam do zaglądnięcia na ichniejszy profil.
W poniedziałek zostałam obudzona przez policję. Ah tak, to jedna z tych małych przygód na Islandii. Przyjechało bodajże siedmiu funkcjonariuszy z psami. Zapukano do mnie do pokoju, a ja wyskoczyłam w śpiworze. Zaraz potem weszła tam policjantka, przy której musiałam się przebrać, aby potem pójść do salonu, gdzie znajdowali się wszyscy domownicy. Przeszukiwania trwały kilkadziesiąt minut jednak niczego nie znaleziono. Przy moim spisywaniu mieli mały problem z zapisaniem nazwiska i okazało się, że jedna z policjantek jest Polką, więc im pomogła. Na szczęście obeszło się bez żadnych konsekwencji i w spokoju zjedliśmy śniadanie. Później zaproszono mnie na wspólną przejażdżkę do domku letniskowego, gdzie zostałam ugoszczona przez mamę jednego z moich nowych znajomych. Było dużo islandzkiego jedzenia, sauna i balia z gorącą wodą. Potem jeszcze pojechaliśmy na lody domowej produkcji, a na koniec chcieli mi jeszcze pokazać Gejzer, więc do domu wróciliśmy nieco po północy.
A przez całą drogę słuchaliśmy jedynej płyty jaką miał Haukur w samochodzie. A ja polecam Wam ten kawałek: GusGus – Obnoxiously Sexual.
Tak się dziwnie złożyło, że na farmie spędziłam wtedy tylko dwa dni, a we wtorek rano pakowałam już swoje mokre ciuchy, żeby pojechać znowu do Reykjaviku i spotkać się z Łukaszem i Kubą. Wypożyczyli oni stary samochód, którym mieli zamiar przemierzać drogi Islandii, a że mieli wolne miejsce, napisali do mnie, czy nie chciałabym się do nich przyłączyć. I tak jakoś wyszło, że się przyłączyłam…
Zdjęcia są magiczne.
Pozdrawiam
Tyyle czasu czekałam na kolejne historie! Ale jak to jak to, o co chodziło z policją? Czego szukali, czego chcieli?
Jak się później okazało, jest tam zameldowany człowiek, którego nigdy nikt nie widział, a policja go szuka. Poza tym chodziło im chyba o narkotyki, ale ciężko powiedzieć o co im chodziło jak się nie rozumie islandzkiego :D
właśnie miałem dokładnie o to samo zapytać :)
jedyne co mi przychodzi na mysl to: ale super.. niesamowity niebieski kolor tego jeziorka. podoba mi sie pomysl takich komun gdzie wolontariusze moja pracowac i mieszkac. pewnie mozna poznac fajnych ludzi. mojej kolezanki siostra zalozyla taka farme w Norwegii, i tak mieszkali przez dwa lata. troche poza spoleczenstwem, ale to mi sie w tym najbardziej podoba.