To, że byłam i jestem au pair się nie liczy. To jest takie pójście na łatwiznę – jedziesz do nowego kraju, mieszkanie masz zapewnione u rodziny, tak samo jak jedzenie, a na dodatek dostajesz tygodniowe kieszonkowe. Praca, jak praca ale w bardziej rodzinnych warunkach.
To, że chodziłam do pracy z mamą to też się nie liczy, bo to było od czasu do czasu, z rodziną, trochę coś innego niż praca na pełen etat.
Ale teraz się coś zmieniło. Zaniosłam CV, odbyłam interview, przyszłam na szkolenie. I to się nazywa krok w dorosłość.
Teraz już jestem po paru dniach szkolenia i w końcu mam chwilę czasu na napisanie posta. Pracuję w małej kawiarni w bardzo cudnym miejscu na moście w Bath. Ci, którzy odwiedzają mojego fanpage’a wiedzą jak to miejsce wygląda, a ci, których tam jeszcze nie było mogą spojrzeć na zdjęcie poniżej.
Początkowo miałam pracować jedynie w weekendy. Szukałam czegoś co stanie się moim dodatkowym źródłem dochodu, co umożliwi kurs angielskiego i prawa jazdy, wyjazd do Polski i późniejsze podróżowanie. Jednak jako że wieczorami nic praktycznie nie robię, zapytałam o więcej godzin i prawdopodobnie będę pracowała także kilka razy w tygodniu. Trochę jednak jest ciężko, bo pędzę z jednej pracy do drugiej, bez chwili odpoczynku, ale za to na miejscu w kawiarni mam dużo kawy.
Cieszę się, bo to kolejna umiejętność w moim CV – robienie dobrej kawy, serwowanie gości i obsługiwanie kasy. Jest dobrze. Czasem więcej gości, czasem nic-nie-robienie z kubkiem dobrej kawy w ręce. Wczoraj na przykład miałam za zadanie wykonać jak najwięcej dobrego mleka do latte. A po pracy zawsze zostają jakieś pyszności do wzięcia do domu. Ludzie też są mili, ale to już chyba taka natura Brytyjczyków.
Żyć, nie umierać i na koniec taka selfie prosto z pracy.
PS. Jak się trochę ze snem wyrobię, to już za niedługo napiszę posty o tym jak napisać dobre CV i jak znaleźć pracę za pierwszym razem. Być może pojawi się coś o tym co należy zrobić od razu po przyjeździe do Anglii (w celach że tak powiem… zarobkowych).
Smile!