pierwsze dni w Norwegii

Oj długo, długo nie pisałam, a na dodatek ostatni post był po angielsku… Wybaczcie, a teraz z racji tego, że zaczęłam nowego bloga po angielsku, mogę Was zaprosić do czytania i obserwowania (nowy blog!). Na razie nie dzieje się tam zbyt wiele, ale za niedługo dodam coś więcej…

Wyobraźcie sobie, że nadal nie naprawiłam mojego laptopa, ale dostałam małego netbooka do użytkowania. Szkoda tylko, że jest wolny i po norwesku i nijak nie udaje mi się ustawień zmienić. Dobrze, że w gąszczu obco-brzmiących słów znalazłam ustawienie na zmianę języka klawiatury. No i niestety cały czas zapominam hasła i muszę się iść i pytać.

Trochę dużo mam zaległości, zwłaszcza wiele chciałabym Wam napisać o ostatnich dniach w Anglii i o tym jak było cudownie i jak mi się plany zmieniły i w ogóle. Ale może napiszę więcej o Norwegii tym razem, bo chyba to jest najbardziej ekscytujące. Tak więc dotarłam tutaj bardzo późnym wieczorem w czwartek, po około 19 godzinach podróży. Najpierw przyjechałam do Londynu i zostałam z moim znajomym, potem o 4 rano musiałam wstać i się przepakować, bo za dużo wzięłam rzeczy. Później trzeba było złapać 2 nocne autobusy i o 5:45 busa na lotnisko. Wylot miałam o 9 i koło 13 byłam już w Norwegii (z godzinnym przesunięciem czasowym). W Oslo czekałam kolejne 6 godzin, czytając Pottera, słuchając muzyki i jeżdżąc wózkiem tam i z powrotem. Najlepszy był samolot do Alty, w którym leciałam pierwszą klasą i dostałam darmowy posiłek – wege wrapa, który był ohydnie gorący. Potem było lądowanie i wysiadłam nie wiedząc o tym, że to nie Alta, a samolot leci dalej. Dobrze, że na lotnisku nie zaszłam daleko i mnie zawrócili do samolotu, który miał przed sobą jeszcze 30 minut lotu do mojego miejsca docelowego. Około 23 zostałam przywitana śniegiem, na małym lotnisku na północy. Potem zobaczyłam moją host mum, która zawiozła nas samochodem do domu (jakieś 30 min).

Pierwsze wrażenia: „O borze, jak tu biało!”, „A drogi takie oblodzone”, „Mamuśku, tu jest minus 12 stopni!”. No i wszędzie było ciemno i niewiele widziałam.

Takie małe zboczenie z tematu: polecam obserwować mojego facebooka (hahaha, bo do znajomych Was nie dodam), bo tam najwięcej moich zdjęć trafia i na przykład możecie zobaczyć jak wygląda mój dom, albo co będę robiła w najbliższej przyszłości. Klikać tutaj!

Ostatnie dwa dni były zapoznawaniem się z terenem. W okolicy są góry, rzeka przysypana śniegiem i 4 domy (oprócz naszego). Sąsiedzi za nami mają 7 koni, 3 owce i barana oraz małą kozę. Sąsiad pięć minut od nas ma około 30 psów husky i możliwe, że uda mi się pojechać kiedyś zaprzęgiem. Każdy w okolicy ma skutera śnieżnego i ludzie bardzo szybko jeżdżą po tych ośnieżonych drogach. Nie jestem już wegetarianką (smuteczek). Moja host rodzina nigdy w życiu nie spotkała kogoś, kto nie je mięsa i kompletnie nie wiedzieli co ja mogę jeść. Próbowałam tłumaczyć, ale w końcu stanęło na tym, że zaczęłam jeść mięso. Chyba ta długo jak będę podróżowała i będę się żywiła z innymi ludźmi, nie będę mogła być wegetarianką spokojnie.

Dzisiejszy dzień był inny. Wszyscy wybraliśmy się wspólnie na wycieczkę w góry, skuterami, ażeby połowić ryby w lodzie. Ja siedziałam z małą Eriką w takiej przyczepce. Jechaliśmy koło 20 minut, strasznie nami rzucało (filmik na instagramie), a gdy dotarliśmy rozłożyliśmy namiot i w środku siedzieliśmy na skórach reniferów. Potem wywierciliśmy 2 dziury w lodzie, przez które łowiliśmy ryby. Mnie udało się złowić jedną po niecałych pięciu minutach, a skomentowałam to krzykiem „oh my god, I have a fish!”. Musicie sobie to wyobrazić! Potem zjedliśmy obiad, który składał się z hot dogów i hamburgerów, a potem wyruszyliśmy w drogę powrotną. Nawet nie wiecie jak bardzo mi nogi zamarzały. Ta bardzo, że założyłam dwie pary rękawiczek na nie!

Teraz czas na trochę zdjęć!

DSC_7283 DSC_7275 DSC_7277 DSC_7268 DSC_7267 DSC_7263 DSC_7253

Niestety ten mały netbook nie jest tak wygodny jak mój laptop i jeszcze nie wiem jak się ze wszystkim dzielić na moim blogu. Mam tak wiele do opowiedzenia! Jak jesteście czegoś ciekawi, po prostu pytajcie w komentarzach i będzie mi miło jak podzielicie się ze znajomymi moją przygodą. W końcu kogoś też może interesować łowienie ryb w przerębli w górach w Norwegii, gdzie niczego poza białym nie widać :D

Pozdrawiam gorąco,

podpis