Był taki dzień w sierpniu, kiedy zebraliśmy wszystkie manatki i wyruszyliśmy samochodem na wycieczkę. Bo od dawna nam się marzył zamek, a jakiś tydzień wcześniej czytaliśmy o niesamowitych podróżach koleją parową. A ja wtedy sobie przypomniałam, że przecież miałam gdzieś jakąś broszurę o takiej trasie niedaleko naszego miasteczka. I tak oto wyruszyliśmy do Corfe Castle, aby stamtąd poniósł nas wir przygody.
Na miejscu byliśmy około godziny 11 i wyruszyliśmy ciekawą trasą do centrum miasteczka. Po około 5 minutach marszu na szczycie wzniesienia ukazały nam się ruiny XI-wiecznego zamku w miejscowości Corfe Castle.
W tym krótkim spacerku minęliśmy po drodze stary młyn, po którym pozostały jedynie ruiny. A także ciekawe przejście przez rzekę.
Samo miasteczko jest jednym z tych najbardziej uroczych w Anglii. Wszędzie te stare, kamienne domy, kolorowe okiennice, winorośl oplatająca mury, niskie drzwiczki i mnóstwo detali do fotografowania.
Jak będziecie mieli kiedyś okazję zawitać do jednego z tych miasteczek, to dobrze rozejrzyjcie się za sklepami z lokalnymi produktami. Często można znaleźć swojskie piwo lub cider, a także świeże warzywa prosto z ogródków, ciasteczka, albo inne pyszne cudności.
Zamek niestety okazał się totalną ruiną odwiedzaną przez wielu turystów. Za wstęp na te mury słono każą sobie płacić (bo ponad 7 funtów), z czego nie wiem czy jest warto, bo z tego zrezygnowaliśmy. Za to usiedliśmy w pubie na przeciwko, piliśmy kawusie i wcinaliśmy ciasto marchewkowe z takim oto widokiem.
Następnie wybraliśmy się, aby przeżyć największą atrakcję tego dnia – przejażdżkę koleją parową. Niby nic, niby krótko, a jednak wrażenia niezapomniane. Cieszyłam się jak dziecko, przypominając sobie te wszystkie stare filmy z charakterystycznym dudnieniem szyn i ciuf ciuf niczym z Tuwima. A i sama stacja kolejowa była bardzo klimatyczna, ze starymi wózkami, walizkami i przemiłym panem kasjerem.
Taka niezapomniana podróż w dwie strony to koszt około 10 funtów. Pociąg wyjeżdża z parkingu pod Corfe Castle, a po 20 minutach jest już nad morzem w Swanage, tak że trasa raczej krótka. Jest jednak czas na pstrykanie sobie sweet foci do pamiętnika (a to mojej głowy to już chyba trzeci raz pojawia się na blogu) :D
Swanage to malutkie nadmorskie miasteczko, typowo turystyczne w okresie letnim. Ludzie przyjeżdżają zajadać się fish&chipsami i łapać kraby do plastikowych wiaderek. My zawitaliśmy na chwilę, a przywitał nas piękny słoneczny dzień.
Siedzieliśmy na murku jak inni i z trudem próbowaliśmy złapać cokolwiek do naszej malutkiej siateczki. Oprócz paru zaplątanych glonów nie udało nam się nic wyłowić, więc szukanie krabów zostawiamy na inny raz.
W miasteczku znajduje się też sklep z pamiątkami połączony z małym muzeum. Właściwie oprócz paru figur nie ma w nim nic nadzwyczajnego. Ale wrzucam zdjęcie, bo te postaci wyglądają trochę creepy.
Szczęściarzem to trzeba się urodzić. Gdy tylko zrezygnowaliśmy z łowienia krabów wyruszyliśmy w poszukiwaniu jakiegoś parku i cienia odpowiedniego do odpoczynku. I udało nam się trafić na pewną sztukę pod gołym niebem. To taka kulturalna strona Swanage.
Było już pod wieczór, kiedy złapaliśmy nasz powrotny pociąg i wyruszyliśmy z powrotem do Corfe Castle. Na miejscu jeszcze zahaczyliśmy o plac zabaw i przez długie minuty dopełnialiśmy nasze chwile dzieciństwa.
Zdjęcie na torach przybrało u mnie rangę trochę kiczu, trochę wyzwania, ale stwierdziłam, że i tak wrzucę (tak wiem, powinnam się położyć, albo co najmniej usiąść) :D
Na samo zakończenie dnia udaliśmy się na oglądanie zachodu słońca, gdzieś na wzgórzach niedaleko Salisbury. Było piękne zachodzące słońce, przepyszny cider z Dorset i niesamowita cisza wokoło. A poniżej kilka malowniczych zdjęć.
To by było chyba na tyle z naszej sierpniowej wyprawy. Mam nadzieję, że choć trochę się Wam spodobały zdjęcia, i że z chęcią zobaczycie też inne z kolejnych wypraw. A tak poza tym to zapraszam na bloga Garetha, może też opisze wkrótce jakąś naszą wspólną wycieczkę :P
I jeszcze korzystając z okazji zapytam się, czy nie znacie może jakichś ciekawych kolei parowych w Polsce? Chętnie wybrałabym się na kolejną przejażdżkę, bo to stukanie szyn jest naprawdę niesamowite i te odgłosy pary i ciuf ciuf też :)
Ja znam, ja znam! :) http://www.turystyka-kolejowa.eu/pl/rozklad-jazdy-poznan-wolsztyn.html