Podejrzewam, że każdy z was przynajmniej raz w życiu tęsknił za domem. Czy to było w podstawówce na trzydniowej wycieczce szkolnej, czy to w internacie, może na studiach, a może już w dorosłym życiu, gdzieś na drugim końcu świata. Od paru dni mam ogromne przeczucie, że to miejsce, gdzie teraz żyję, nie jest moim domem. Najprawdopodobniej 9 miesięcy z dala od rodziny, to czas wystarczająco długi, żeby docenić nawet to co było kiedyś banalne, ale wśród najbliższych.
Trzy dni temu dzwoniłam do domu. Parę sygnałów i odbiera mały syn przyjaciół rodziców, po czym zaraz pojawia się jeszcze pięć innych znajomych twarzy. Taaak, wszyscy świętują długi weekend, palą ognisko, smażą kiełbaski, cieszą się towarzystwem, ale… mnie tam nie ma. Miałam tak potworne uczucie, że mnie coś omija, że to wszystko co się dzieje w Polsce powinno być teraz obecne w moim życiu, że Anglia, to nie to samo. I kiedy wszyscy bawili się w najlepsze, ja zalewałam się łzami, wyrzucając sobie mój wybór sprzed roku.
Ale czy tak naprawdę był on tak tragiczny? Raczej nie. Mogę łatwo podsumować rzeczy, które przydarzyły się w trakcie mojej angielskiej przygody. Samotny przylot do nowego kraju, nowe twarze czekające na mnie za każdym rogiem, język, który wymaga więcej uwagi niż posługiwanie się tym rodzimym, mnóstwo małych błędów, i dni, w których miałam ochotę krzyknąć, że „to życie należy do mnie”.
I teraz powinnam sobie zadać pytanie. Czy tak naprawdę tęsknota wiąże się tylko z odległością dzielącą mnie od rodziny? Czy też każdy człowiek za czymś tęskni i coś wspomina? Z tych dwóch pytań, zdecydowanie bliższe prawdzie jest to drugie. Jest tyle pięknych rzeczy, które się w życiu przydarzyły, że nie warto za nimi tęsknić, a pielęgnować je w naszych wspomnieniach. Kocham dni, w których przypominam sobie jak kiedyś biegałam po pustakach z pękiem pokrzyw w ręce i bawiłam się z braćmi, że jest to moja baza. Doskonale też pamiętam, że kiedy miałam 9 lat, to chowałam się w starym spichlerzu z siostrą i razem rysowałyśmy dosyć dziwne rysunki (jak na nasz ówczesny wiek). Piękna była każda chwila spędzona samotnie z książką w ręku, na kocu w lasku, a także wspólne czytanie Pottera, pod lipą. A na bazie, śnieżny kulig za maluchem, albo rowerowa zabawa w policjantów i złodziei. Czasami mam ochotę usiąść i wszystko zapisać, żeby te krótkie momenty na zawsze już ze mną pozostały.
Nie smuć się, że coś się skończyło, lecz ciesz się, że mogłeś to przeżyć!
A najważniejsze w życiu, to znaleźć umiar w tęsknocie i marzeniach. Bo tęsknota przypomina o tym co było kiedyś dla nas ważne, a marzenia sprawiają, że te rzeczy stają się ponownie realne. I nawet jeżeli już dorośliśmy, jeżeli nasze rodzeństwo ma swoje rodziny, jeżeli każdy z nas ma „dorosłe” problemy i stara się wiązać koniec z końcem, to zawsze jest czas na chwilę dziecinności i szaleństwa. Musimy tylko pamiętać o tym, co kiedyś sprawiało nam radość, a potem starać się to wprowadzić w codzienne życie. Ja na przykład uwielbiałam spać pod namiotem i słuchać spadającego deszczu. Przecież teraz też mogę się spakować i wyjść na jakąś namiotową wyprawę, chociażby w ten weekend.
Wracając do mojej tęsknoty za domem, teraz już wiem co w nim kocham najbardziej. I pozwala mi to ocenić, co chciałabym pielęgnować w przyszłości. Te wszystkie ogniska, szalone imprezy, mnóstwo znajomych, tajemniczy ogród (taki trochę dziki), drewniany ganek, ukochany balkon, w którym kotłowało się tyle moich myśli, kochane zwierzaki i niesamowita rodzina.
***
Jeżeli chodzi o zdjęcia, to pierwsze przedstawia widok z mojego domu na najbliższą górę. Na drugim jest część mojego dawnego pokoju, bardzo słonecznego, a ostatnie zdjęcie to najcudowniejszy dom na świecie z moimi najukochańszymi pod dachem!